Artykuł

Idealny świat

 

Oto ciekawy wywiad z Arturem Dziamborem, I Wiceprezesem Kongresu Nowej Prawicy, o idealnym świecie konserwatywno-liberalnym jaki przeprowadził  Daniel Bednarek, ktory ukazał się na portalu www.onet.pl:


http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/korwinistan-swiat-idealny-czy-utopia/7pzfw



Płacimy bardzo niskie podatki – każdy tyle samo, zarabiamy więcej,
stać nas na wszystko. Na emeryturze też, jeśli sobie na nią przezornie
odłożyliśmy, bo jeśli nie, to będzie cierpienie. Ale przecież jesteśmy
odpowiedzialni za siebie i ponosimy konsekwencje swoich czynów.

Czujemy się komfortowo, bo mamy dobrą polisę ubezpieczeniową, a
zresztą i tak wiemy, że sprawca wypadku zawsze ma pieniądze, by
zwrócić nam koszty leczenia. Życia nam nie zwróci, więc jeśli nie umie
jeździć samochodem, nie wsiada do niego. Gość spod budki z piwem nie
dostaje zasiłku, więc chętnie pracuje, ale nie na tzw. fuchy, tylko
normalnie, nie płacąc oczywiście podatku od zarobku. Nie istnieje
prawo jazdy, ale są dowody osobiste. Nie ma ZUS-u, Urzędy Skarbowe są
zredukowane do kilku pracowników. W prywatnych szkołach uczą tylko
najlepsi nauczyciele, w prywatnych szpitalach - najlepsi lekarze.
Zresztą prawie wszystko jest prywatne. Rządzi prywatny pieniądz.
Żyjemy lepiej i nie obawiamy się żadnej rewolucji, bo do takiego życia
dorośliśmy mentalnie. A osoby tej samej płci nie zawierają małżeństw.
Aha, i nie ma Rafalali, ekstremum na poziomie cyrkowca. To znaczy może
być, ale lepiej, żeby nie było.

Zacznijmy od ekonomii, bo jest jednak ważniejsza niż wypowiedzi
Janusza Korwin-Mikkego o Hitlerze, niepełnosprawnych, kobietach i
Michale Bonim. Na potrzeby tej rozmowy załóżmy, że żyjemy w idealnym
świecie wedle KNP, nazwijmy go "korwinistanem". Jakie i w jakiej
wysokości płacilibyśmy podatki?

Podatki ostatecznie mają być celowe. Państwo ma utrzymywać policję,
wojsko, podstawową administrację, ma gwarantować nam bezpieczeństwo,
ma gwarantować dobrą współpracę międzynarodową, czyli otwarcie granic
i nie karanie ludzi za to, że są przedsiębiorczy i potrafią handlować
za granicą. I na tym koniec. Powinna odbyć się ostatecznie pełna
prywatyzacja szkolnictwa, służby zdrowia, wszystkich obecnych spółek
skarbu państwa. Powinno być tak, że rządzi pieniądz prywatny, a
państwo gwarantuje nam samą państwowość. Wysokość podatku pogłównego
może wynosić 300 złotych, może 400, to zależeć będzie od aktualnej
sytuacji. Jeśli natomiast opowiadamy o naszym idealnym świecie, to
jesteśmy daleko od wprowadzenia takowego, bo musielibyśmy mieć
większość konstytucyjną. A my cały czas zastanawiamy się, co możemy
zrobić w realiach, w których nie mamy co najmniej 50 procent.

Ale rozmawiamy teoretycznie, o świecie idealnym według Kongresu Nowej Prawicy.

Należałoby wówczas policzyć koszty budżetowe związane z państwowością
- utrzymania wojska, policji, podstawowej administracji i podzielić tę
kwotę na wszystkich pracujących obywateli. I to byłby podatek
pogłówny, który płaciłby każdy.

Zupełnie niezależny od dochodów?

Tak. Zarzuca się w tym momencie, że bogaty człowiek, zarabiający 10
tysięcy złotych zapłaci 300 złotych i biedny, który zarabia 1200
złotych, też zapłaci 300 złotych. Ten zarzut jest jednak o tyle
absurdalny, dlatego, że w naszym idealnym świecie, człowiek, który
teraz zarabia 1200 złotych, w rzeczywistości zarabiałby grubo więcej,
dwa razy więcej.

A czy z tych pieniędzy opłacane byłyby także sądy?

Tak, wspominałem o kosztach związanych z państwowością. I tu widzę
finansowanie sądów.

Również koszt zebrania i obsługi tego podatku?

Dokładnie tak, jak to wygląda teraz. Ściągalność podatku pogłównego i
kontrola tego, czy on spłynie, będzie bardzo łatwa. Podatek pogłówny w
tej samej kwocie od każdego obywatela nie jest tak zawiłą sprawą, jak
np. podatek VAT, który ma kilkanaście stawek i który musi mieć bardzo
specjalistyczną kontrolę i oddelegowanych ludzi, którzy grupami
zajmują się opracowywaniem przewinień jednego przedsiębiorcy.

Ale podatku VAT w idealnym świecie nie będzie?

W idealnym świecie tego podatku by nie było. Natomiast w aktualnej
sytuacji możemy przynajmniej wyrównać VAT, do tych 15 procent, które
na nas wymusza Unia Europejska. I wcale nie dlatego, że byłoby taniej
czy drożej, bo na niektóre produkty VAT byłby podniesiony, a na inne
obniżony, ale dlatego, że po prostu zwyczajnie łatwiej by się żyło.

Prosta administracja to także spis obywateli. I również urzędnicy
zajmujący się tym zagadnieniem będą dostawali pensję z budżetu?

Oczywiście. Byłby urząd, który wydawałby dowody osobiste i zajmowałby
się spisem obywateli.

Czyli w idealnym świecie będą dowody osobiste?

Tak, według mnie być powinny. Nie wiem, jak według Korwin-Mikkego
(śmiech). Ja osobiście dopuszczam pewną podstawową administrację.
Czyli administrację, w której nie ma wydziałów, zarządzanych przez
kierowników i dyrektorów, ponieważ ostatecznie wszystko oddane jest w
prywatne ręce. I w tej podstawowej administracji widzę chociażby spis
wyborców, spis obywateli, dowody osobiste. I to musi być, tego aspektu
sprywatyzować się nie da. To są podstawy, bez których państwo
egzystować nie powinno. Oczywiście niektórzy anarchokapitaliści,
których także mamy wśród swoich sympatyków, zaczęliby mi opowiadać w
tym momencie, dlaczego akurat tutaj się ze mną nie zgadzają.

Anarchokapitaliści czy libertarianie?

Oni są bardzo blisko. Sam nie za bardzo wiem, jakie są różnice między nimi.

Czy podstawowa administracja w idealnym świecie to także centralna
baza samochodów? Jak dotowana z budżetu policja znalazłaby sprawcę
wypadku, który uciekłby z miejsca zdarzenia nieoznaczonym autem?

Od tego są firmy ubezpieczeniowe. W przyszłości - tej, którą my
będziemy kreowali - powstanie gigantyczny rynek firm
ubezpieczeniowych. I to one dostają zlecenia od prywatnych właścicieli
samochodów, więc to one są tak naprawdę jedyną instytucją, którą
interesuje, co dzieje się z danym samochodem. Oczywiście istnieje
zagrożenie, że będą jeździły samochody bez rejestracji i bez
ubezpieczenia.

I dokładnie to mnie interesuje. Jak będzie wyglądał idealny świat w
momencie wypadku?

Odpowiedzialność karna jest konkretem, który powinien ostatecznie
odstraszać różnych cwanych ludzi przed decyzją o braku ubezpieczenia i
myśleniem "a co mi zrobią?". Proszę zwrócić uwagę, że już w tym
momencie po ulicach jeżdżą setki tysięcy samochodów bez ubezpieczenia
i konsekwencji nie widać, do momentu właśnie, aż jakiś wypadek się
wydarzy.

Ale przypominam, że rozmawiamy o idealnym świecie.

Wszystko stopniowo. Pamiętajmy, że dochodząc do idealnego świata, o
którym rozmawiamy, tak naprawdę przejdziemy przez gigantyczną zmianę
mentalności społeczeństwa, która nie jest kwestią jednej kadencji, a
kwestią jednego pokolenia. Co najmniej. Żeby nauczyć się innych norm
współpracy i tego, że dbamy o siebie, jesteśmy odpowiedzialni,
ubezpieczamy się, odkładamy pieniądze na naszą przyszłość, że musimy
zadbać o to, by nasze rodziny były duże, zdrowe, a nasze dzieci
wykształcone. To jest świat, w którym widzimy dużą odpowiedzialność
jednostki. Teraz jest tak, że trzeba człowieka ze wszystkich stron
oglądać i chuchać na niego, a my mamy nadzieję, że tak nie będzie.
Identycznie sprawa ma się z prawem jazdy – mogłoby go tak naprawę nie
być, gdyby wiedza dotycząca używania samochodów była przekazywana z
ojca na syna, a człowiek byłby na tyle odpowiedzialny, że nie
wyjeżdżałby na ulicę, jeśli nie umie prowadzić samochodu.

- Czyli w idealnym świecie praw jazdy nie będzie?

Owszem. Tak samo, gdy zostanę ministrem edukacji będę dążył do
likwidacji matury.

Sądziłem, że do likwidacji ministerstwa edukacji…

A tak, ale wtedy, gdy będziemy mieli większość konstytucyjną. A jako
minister będę dążył do tego, że uczelnie przyjmują tego, kogo mają
ochotę, a nie tego, kogo ministerstwo im narzuci. To już byłaby
gigantyczna zmiana – powrót do normalności.

Wróćmy jeszcze do wątku komunikacyjnego. Kowalski jedzie do pracy i
nagle uderza w niego samochód bez tablic rejestracyjnych, prowadzony
przez osobę nieubezpieczoną, bez prawa jazdy, która nie nauczyła się
odpowiedzialności, o której pan mówił. Sprawca ucieka z miejsca
wypadku. Co się dzieje w idealnym świecie?

Odszukanie i ukaranie sprawcy to zadanie dla odpowiednich służb, w tym
przypadku wspartych monitoringiem. Policja jest już teraz bardzo
skuteczna w odnajdywaniu ludzi, którzy biorą udział w tego typu
zdarzeniach. O to bym się nie martwił. Natomiast najlepszą formą
zadośćuczynienia za krzywdy jest bezpośrednie zadośćuczynienie, w
związku z tym - jeśli taka osoba zdecyduje się być na tyle
nieodpowiedzialna, że się nie ubezpieczy i spowoduje wypadek, będzie
musiała, oprócz kary ogólnej, ponieść także inną, a mianowicie zwrócić
wszelkie koszta ewentualnych napraw i leczenia ofiar.

A jeżeli ta osoba nie ma środków?

Nie ma tu dyskusji. My uczymy człowieka odpowiedzialności. Trzeba mieć
na uwadze to, że za pewne działania ponosi się określone konsekwencje.
Jeżeli się nie odkłada na stare lata, to emerytury nie będzie i
niestety będzie cierpienie.

Zasadę działania rozumiem, ale znam też mentalność ludzi…

Ja też. I właśnie o tym mówimy. Opowiadamy o idealnym świecie, a ja
podkreślam, że najważniejsza jest zmiana mentalności. Mógłbym teraz
napisać książkę o tym, jak będzie wyglądał świat za sto lat, jak
będzie wyglądało społeczeństwo – piękne, ułożone, kulturalne. Tak jak
w filmie "Człowiek demolka", gdzie za przekleństwo dostawało się
mandat. W tym obrazie pokazano, jak można karami wyprowadzić
społeczeństwo na inny poziom, a ja mówię o zmianie mentalności. Pod
każdym względem. Świat ludzi odpowiedzialnych za siebie, to już byłaby
gigantyczna zmiana inteligencji społeczeństwa. Teraz ludzie oddali
masę naturalnych czynności państwu i zamiast sami się sobą opiekować,
przestali myśleć. Nie są w stanie wyobrazić sobie świata, w którym
musieliby się sami sobą zaopiekować. Z tym przekazem bardzo trudno
jest się przebić, bo ludzie nie są w stanie wyobrazić sobie świata, w
którym dostają dwa razy więcej pieniędzy niż teraz, bo przecież tyle
państwo im zabiera, ale muszą sami sobie zorganizować polisę
ubezpieczeniową, muszą sami zainwestować pieniądze na emeryturę, muszą
sami zapłacić za edukację swoich dzieci. A to tak naprawdę przeraża
ludzi, którzy żyją w obecnym świecie. A my im pokazujemy świat, w
którym będą musieli sami o siebie zadbać, ale za to będą lepiej
zarabiali, będą mogli podejmować racjonalne i odpowiedzialne decyzje.
Odpowiedzialne, czyli będą musieli się zastanowić, co zrobią w
momencie, gdy przestaną spłacać kredyt. Teraz przecież ich z domu nie
wyrzucą… A zmiana mentalności potrwa co najmniej jedno pokolenie.
Młodzi ludzie, dziś wychowywani przez nowe media, doskonale rozumieją
o czym mówimy, ponieważ widzą, że świat mógłby tak wyglądać, gdy oni
wejdą na rynek pracy. Natomiast ci ludzie, którzy już na tym rynku
pracy są i wiedzą, jak wygląda cała socjalistyczna otoczka, już tak w
to wrośli, że – według nich – już nic nie da się zrobić. A my cały
czas sugerujemy, że jednak się da, ale oczywiście marsz jest trudny i
długi. Jeśli natomiast nie dojdziemy planowo do idealnego świata, to
wylądujemy tam sami, bo system w pewnym momencie nie będzie wydolny. I
wtedy będziemy musieli na siłę się do takiej sytuacji przyzwyczaić.
Wtedy już nie będzie możliwości sprawdzenia, wytłumaczenia. Znajdziemy
się w sytuacji, w której wchodzi nowe, a nowe musi wejść, bo stare
padło trupem.

Obawiam się, że jest pan zbytnim optymistą, mówiąc o zmianie
mentalności w jednym pokoleniu… Janusz Korwin-Mikke uważa przecież, że
zdecydowana większość - mówi nawet o 80 procentach - ludzi to idioci.
Czy zdrowy człowiek, który teraz pobiera świadczenie socjalne, a
większość dnia spędza pod budką z piwem, zrozumie, że jednak będzie
musiał iść do pracy? Obawiam się, że może tego nie zrobić. Co się z
nim stanie w idealnym świecie?

Będzie musiał zadbać sam o siebie i on sobie poradzi spokojnie. Ludzie
spod budki z piwem teraz też sobie radzą, bo skądś przecież na to piwo
mają.

Głównie od państwa.

A to im na pewno nie wystarcza. Dużo łatwiej wszystkim będzie, gdy ten
człowiek spod budki z piwem będzie mógł pracować na zasadach, które
dziś nazywamy fuchami, a w naszym świecie będą to całkowicie legalne
prace. Nie będzie musiał się z tym kryć, nie będzie musiał kombinować,
nie będzie musiał brać "lewych" zwolnień lekarskich, nie będzie musiał
udawać bezrobotnego czy bezdomnego. Po prostu - będzie mógł sobie
pracować. Łatwo i przyjemnie, bo nie będzie otoczki fiskalnej, nie
będzie podatków dochodowych, nie będzie obowiązkowego ZUS-u, nie
będziemy musieli rozliczać się w Urzędach Skarbowych. Co zarobimy, to
nasze, a my będziemy tylko wpłacać podatek pogłówny, o którym
rozmawialiśmy. Wtedy każdy będzie mógł sobie przekalkulować, co mu się
opłaca, a co nie. I nie będzie ścigany za to, że w taki sposób
pracuje, nie będzie się stresował. Powiem panu, że ja zarejestrowałem
szkołę językową, choć równie dobrze mógłbym udzielać korepetycji "na
lewo", ale wiedziałem, że to może się źle odbić, gdy będzie kiedyś
jakiś donosik. W idealnym świecie nie musiałbym tego robić.
Wywiesiłbym na moim oknie mój szyld, że mam szkołę, że udzielam
korepetycji. I tyle. Młodzi ludzie, którzy słuchają tego, co mamy do
powiedzenia, doskonale to rozumieją, bo oni chcieliby żyć w takim
świecie. Ale teraz wchodząc na rynek pracy, nie będą się już tak
masowo załamywać, bo wiedzą, że można z tym walczyć.

Nie obawia się pan rewolucji? Czy ludzie, którzy będą mieli problemy z
przystosowaniem się do życia w nowej rzeczywistości, w idealnym
świecie nie będą chcieli powrotu do świadczeń socjalnych, czyli do
tego, co im się należy, do czego byli przyzwyczajani przez lata?
Wszyscy przecież będą mieli broń. 80 procent społeczeństwa to będzie
siła.

Nie, to nie będzie tak, że się 80 procent ludzi nie przystosuje.
Żyjemy niestety w demokracji, więc żeby ten program był wprowadzony i
żeby idealny świat stał się faktem, to ludzie muszą najpierw nas
demokratycznie wybrać i oddać nam władzę. A jeśli nas wybiorą, to
dlatego, że będą wiedzieli, co my konkretnie zrobimy. Większości zatem
przeciwko naszym rozwiązaniom nie będzie. Za każdym razem trzeba się
zastanawiać nad tym, co jest dobre dla ludzi, a nie jakiegoś związku
zawodowego. Rewolucja, o której pan mówi musiałaby się zacząć właśnie
tam lub w gremium jakiejś partii ekstremalnie roszczeniowej,
socjalistycznej, typu SLD lub PiS.

A nie mogłoby się zacząć od zwykłych ludzi?
Nie, zwykli ludzie w tym kraju nie organizują już nic. Ostatnią
rzeczą, jaką zrobili, to wyjście na ulice miast podczas wspólnego
przeżywania śmierci papieża Jana Pawła II oraz po śmierci Lecha
Kaczyńskiego, która na parę godzin zbliżyła nas do siebie. Cała
reszta, to akcje zorganizowane, mniej lub bardziej, przez organizacje
lub partie polityczne. Nawet ACTA, które były pięknymi protestami, nie
zostały zorganizowane przez internautów, którzy skrzyknęli się i
zawołali „idziemy na ulice”, tylko różne organizacje i politycy
maczali tam swoje ręce.

Czy w takim razie, w idealnym świecie, politycy nie będą maczali rąk
przy wyjściu na ulicę nieprzystosowanych, tych, którzy nie nauczyli
się jeszcze odpowiedzialności?

REKLAMA
Nie, bo my zakładamy, że nie będzie ludzi nieprzystosowanych, ponieważ
my naszych zmian nie wprowadzimy drastycznie. Z dnia na dzień nie
powiemy ludziom, że mają od jutra płacić po 500 złotych za szkołę
dziecka.

Ale w idealnym świecie właściciel szkoły będzie mógł z dnia na dzień
podnieść czesne o 200 procent, jeśli stwierdzi, że z jego biznesplanu
wynika, że tak mu się opłaca?

Oczywiście, że będzie mógł. Jeśli mówimy o etapie, na którym wszystkie
szkoły są już prywatne. Wtedy one będą ze sobą konkurowały, a każdemu
zależy na tym, żeby zarabiać, więc bez przesady – nikt nie będzie
wykonywał ruchów samobójczych. Ja zawsze podaje przykład telefonii
komórkowych. Operatorzy doskonale pokazują jak mogłyby działać firmy
ubezpieczeniowe, szkoły, czy jakiekolwiek inne biznesy. Przerzucają
się ofertami coraz bardziej korzystnymi dla klientów. Sytuacja, o
której pan mówi, nie zaistnieje, bo szkoły będą biznesami. Zasada
działania jest naprawdę bardzo prosta.

Wróćmy jeszcze na chwilę na ulice i do protestów. Dlaczego ludzie nie
wyszli protestować, gdy rząd podnosił wiek emerytalny, dlaczego nie
wyszli protestować, gdy środki zgromadzone w OFE zostały
przetransferowane do ZUS-u?

Perspektywa. Jest tak, że praktycznie nikt, poza ekonomistami,
studentami, politykami, nie rozumie pojęcia "dług publiczny". Gdy mówi
się ludziom, że Polska jest zadłużona na 800 miliardów, a potem, że
Polska jest zadłużona na 900 miliardów i wreszcie, że każdy Polak jest
zadłużony na 30 tysięcy złotych, to każdy sobie myśli: „ale przecież
ja nikomu nic nie wiszę”. Perspektywa jest tak daleko od nas, że nie
jesteśmy w stanie zrozumieć zagadnienia. Tak właśnie odbyło się z OFE.
Rząd PO doskonale wiedział, że poza nielicznymi wyjątkami, nikt nie
będzie wzburzony, nikt nie zauważy, że został okradziony. Wyborcy PO
stwierdzili, że Donald Tusk to jest mąż stanu, który uratował nasze
emerytury. Bo tak cała operacja została sprzedana, że OFE to jest zło,
wstrętne, prywatne, kapitalistyczne, a ZUS to jest dobro, państwowe,
gwarantowane. Miliardy, które zostały znacjonalizowane praktycznie
nikomu nie wzburzały krwi. Tak samo było przy podnoszeniu wieku
emerytalnego. Zmiana została przeprowadzona, gdy PO miała 40 procent
poparcia. Została wytłumaczona jako wybór – albo się podniesie wiek
emerytalny i będziemy odpowiedzialni, albo się nie podniesie i
doprowadzimy do wielkiego krachu systemu. On i tak, prędzej czy
później, nadejdzie, tylko właśnie tymi dwiema decyzjami został
odroczony i nie nastąpi w roku 2020, a w 2023.

A co stanie się z pozostałymi w OFE pieniędzmi?

Gwarantuję, że po wyborach nowy rząd, jeśli nie będzie w nim Kongresu
Nowej Prawicy, znacjonalizuje całkowicie OFE.

Postulujecie zniesienie podatków, o czym już rozmawialiśmy. Czy w
drodze do idealnego świata KNP, zasiadający w rządzie jako koalicjant,
chciałby przeforsować zmiany, które byłyby działaniami zmuszającymi
ludzi do zrozumienia pewnych mechanizmów, do nauczenia się
odpowiedzialności, o której pan wspominał? Mam na myśli choćby pomysł
oddania obywatelom pensji brutto po to, by sami rozliczali podatek
oraz ZUS i by zobaczyli, na co konkretnie i w jakiej wysokości oddają
pieniądze?

Albo pan słuchał mojego wykładu, albo wpadł na to samo. Rok temu
zrobiłem wyliczenie i pokazałem, ile konkretnie płaci pracodawca za
karę, za to, że mnie zatrudnia. Konkluzja była taka, że ja wnoszę, a
wręcz żądam, by obywatel dostał całą kwotę do ręki pierwszego dnia
miesiąca, a następnie do piątego ma odprowadzić kwoty na ZUS, podatek
dochodowy, itd. I to byłby właśnie taki powód, który spowodowałby, że
całe społeczeństwo wyszłoby na ulice. Ludzie poszliby na Wiejską z
widłami, z "mołotowami" i ze wszystkim, z czym się tylko da. Problem
polega na tym, że w żadnej konfiguracji sejmowej - zakładając, że nie
mamy większości rzecz jasna – wcielenie takiego pomysłu w życie nie
jest możliwe. Tajemnica, ile każda pensja zawiera podatków, jest
bardzo dzielnie ukrywana przez polityków i komentatorów, którzy robią
wszystko, żeby o tym nie rozmawiać.

Beton nie do skruszenia?

Absolutnie do skruszenia, ale zadanie - myślę tu szerzej, o
wprowadzeniu w życie naszych postulatów - przed nami bardzo trudne. Na
początku na pewno frustrujące, ale wierzę, że zakończone pełnym
sukcesem.

Do sukcesu KNP potrzebuje pracowników budżetówki. Czy w ogóle realne
jest przekonanie do państwa poglądów kogoś, komu mówicie wprost –
zabierzemy wam posady, zabierzemy wam pensje? Zaproponujecie im
przebranżowienie?

Jest to bardzo trudne. Próbowałem, jako nauczyciel, tłumaczyć podczas
strajków nauczycielskich, że nie powinna istnieć karta nauczyciela, że
nauczyciel powinien być normalnym etatem, że nie powinno być pensum
nauczyciela, rocznych urlopów zdrowotnych na reperowanie zdrowia. I
wtedy, gdy szkoła będzie prywatna, przyjdzie uczeń, położy pieniądze i
będzie miał do dyspozycji najlepszych nauczycieli. Od razu podniesiono
krzyk, że połowa z nas będzie zwolniona. Skoro szkoła zatrudnia
obecnie dziesięć nauczycielek po 18 godzin, a ja proponuję pełny
wymiar, to znaczy, że połowa jest do zwolnienia. I pojawiło się
pytanie: „to teraz, cwaniaku, powiedz, którzy z nas idą do domu”. Na
pewno w okresie przejściowym do świata idealnego będzie taka rozmowa.
Ale musimy wiedzieć, że osoby, które pracują w budżetówce to nie są
osoby, które tworzą jakąś wartość dodaną, tylko generują koszty
utrzymania państwa. Powinno ich być zatem jak najmniej, a nie jak
najwięcej. I im będzie na początku niewygodnie, bo będą musieli – o
czym pan wspominał – przebranżowić się, poszukać dla siebie nowego
miejsca, nowych celów, będą musieli podjąć wysiłek znalezienia nowej
pracy, ale też bez przesady – ludzie zazwyczaj nie pracują po 40 czy
50 lat w jednym miejscu. I podkreślam jeszcze raz, że zmiany nie
dokonają się z dnia na dzień, będzie można się przygotować.

A czy nie jest zwyczajnie tak, że gruntownej redukcji administracji
najbardziej boją się przede wszystkim mierni, mniej kompetentni
pracownicy budżetówki?

Zostanie ich na dotychczasowych stanowiskach naprawdę niewielu i z
pewnością będą to ludzie najlepsi. Weźmy na przykład pracowników US. W
naszym idealnym świecie, gdzie nie ma PIT-ów, CIT-ów, VAT-ów oni będą
się zajmowali sprawdzaniem, czy dany obywatel zapłacił podatek
pogłówny. Proste. Wiadomo, że w US nie pracuje ani jeden człowiek,
który by na nas zagłosował, bo my postulujemy wyrzucenie go z pracy.

Analizując program KNP trudno oprzeć się wrażeniu, że w państwa
idealnym świecie oprócz wolności gospodarczej, nie będzie wolności
światopoglądowej.

Wszystko zależy od tego, jak postrzega się wolność. My jesteśmy partią
konserwatywno-liberalną, to znaczy, że jesteśmy konserwatywni, jeśli
chodzi o światopogląd i liberalni, jeśli chodzi o gospodarkę. Na
przykład uznajemy, że życie poczęte jest życiem od naturalnego
poczęcia aż do naturalnej śmierci. Uważamy, że rodzina jest najwyższą
wartością, a małżeństwo to jest związek mężczyzny i kobiety. Wyznajemy
zasady wynikające z typowych konserwatywnych postaw.

Nie wyobraża pan sobie w idealnym świecie rodziny złożonej z dwóch mężczyzn?

Niedawno była głośna sprawa dwóch homoseksualistów, którzy pobrali
się, zakładając spółkę. W tym momencie wszystkie zarzuty środowisk
LGBT, że nie pozwalamy im nazywać się mężem i mężem, zostały obalone
przez nich samych. Pokazali, że da się doprowadzić do związku dwóch
mężczyzn, sankcjonując go jako spółkę. Nie będą oczywiście mogli mieć
dzieci. W naszym świecie się to nie mieści i mieścić się nie będzie.

A w idealnym świecie mieścić się będzie staranie się małżeństwa, czyli
związku kobiety i mężczyzny, o dziecko metodą in-vitro?

Osobiście uważam, że tak, jeżeli jest to finansowane przez dane osoby.
Problem jest ideologiczny i każdy ma swoje podejście. Ja osobiście
uważam, że jeżeli jest życie, które powstało w ten, czy inny sposób,
to jeden zero dla mnie, bo udało się to życie wytworzyć. Natomiast
metoda, jaką udało się doprowadzić do tego poczęcia, w przypadku
in-vitro, jest ze wszystkich stron wątpliwa. Należałoby się
zastanowić, czy nie skorzystać z innych, klasycznych sposobów. Nie
jestem w tematyce medycznej specjalistą, więc nie chciałbym się tu
wymądrzać.

Czy wśród członków KNP są ateiści?

Oczywiście, że są. Nie jesteśmy partią, która będzie się wszędzie
afiszowała ze swoim katolicyzmem. Nie robimy sobie zdjęć na
pielgrzymkach, nie siadamy w pierwszych rzędach w kościołach, bo
kościół to miejsce, w którym polityki być nie powinno. W aspekty wiary
nikt nie powinien ingerować, a już na pewno nie państwo. Uznaliśmy, że
to sfera, o której rozmawiać w sferze publicznej się nie powinno.

W idealnym świecie nie byłoby żadnych związków państwa z kościołem, z
żadną wyznawaną przez obywateli religią?

Oczywiście, to prywatna sprawa każdego z nas. W naszym gronie jest na
przykład wysoko postawiona osoba w kościele zielonoświątkowym i tam to
właśnie tak egzystuje – wierni składają się na kościół i wszelkie jego
potrzeby. Tak powinno być. Pięknie działa i pięknie będzie działać w
naszym świecie.

Zapytam wprost – podałby pan rękę Rafalali?

Szczęśliwie ominęło mnie to spotkanie. Uważam, że w tym przypadku
media nie stanęły na wysokości zadania. Promowanie osoby, która jest
ekstremum i robienie z nim wywiadów to nie jest coś normalnego.
Przecież ten człowiek trafił jednego dnia do TVN, drugiego do Polsatu.
Facebook wyrzuca posty, które negatywnie opisują tę postać. Uważam, że
pewne zachowania nie powinny być promowane i nie powinny na siłę być
pokazywane jako normalne. Można być homoseksualistą na paradzie
wolności i można być takim, który normalnie funkcjonuje i nie wymusza
na mnie, żebym ja uważał, że oni są tacy sami, albo nawet lepsi niż
ja. Jeżeli ja im nie mówię, że mają zrezygnować ze swojej płciowości i
ze swojej seksualności na rzecz drugiej strony, którą ja uważam za
normalną, to nie życzę sobie, żeby oni to robili. Człowiek, który ma
pseudonim Rafalala, tak naprawdę robi bardzo źle środowisku, w którym
jest, które reprezentuje. Podobnie jak Robert Biedroń źle robi swojemu
środowisku, będąc gejem wojującym.

Czy to nie jest ograniczanie wolności? Wolności pokazywania się,
wypowiedzi takich osób?

Ale to nie ma nic wspólnego z wolnością. Podeprę się naszym
przykładem. Przez wiele lat nikt, albo prawie nikt, nas do telewizji
nie zapraszał. Wielką sensacją była wizyta Korwin-Mikkego u Tomasza
Lisa, gdy mówił o tym, że olimpiady dla niepełnosprawnych nie powinny
tak funkcjonować, jak funkcjonują. A inni politycy mają wręcz
„karnety” na udział w programach telewizyjnych. I jeśli mówimy o
wolności, to my jesteśmy dyskryminowani przez media głównego nurtu,
które promują właśnie takie postaci, jak osobnik zwany Rafalalą.

Tyle tylko, że – oprócz jednej – mówimy o stacjach prywatnych, które
mogą sobie dobierać gości dowolnie, wedle własnego uznania. Widocznie
ktoś uznał, że ciekawie byłoby skonfrontować w studiu Rafalalę z
Arturem Zawiszą. W świecie idealnym media będą tylko prywatne…

Ja się nie dziwię, że program walczy o oglądalność. Natomiast jednak,
mimo wszystko, są granice dobrego smaku, których media nie powinny
przekraczać. Nie wyobrażam sobie, żeby telewizja pokazywała tylko
"Doktor Quinn" i piękną, konserwatywną wioskę, ale niech nie promuje
postaw, które nie są niczym chlubnym. Dobrze byłoby jednak nie
odlatywać. Człowiek zwany Rafalalą nie jest typowym przedstawicielem
środowiska transseksualistów. To jest ekstremum, ekstremum na poziomie
cyrkowca.

Będę jednak bronił mediów, które mają prawo zapraszać każdego, kogo chcą.

A co z TVP? My spotykamy się z bojkotem telewizji publicznej, który
trwa do dziś. Trzeba się temu przeciwstawiać. Oczywiście uważamy, że
Telewizja Polska nie powinna być państwowa, ale póki co jest, i jest
dotowana ze środków publicznych, więc nie powinna nas pomijać.

Zgoda, ale to jednak jest zupełnie inna kwestia. TVP rządzi się
zupełnie innymi prawami, właśnie dlatego, że jest telewizją publiczną.
Rozumiem, że w idealnym świecie każda stacja będzie jednak mogła
zaprosić do studia Rafalalę?

Oczywiście. Na tym to polega. Ale stacje będą ze sobą ostro
konkurowały, także z telewizjami internetowymi, które stają się coraz
bardziej popularne.

A co się stanie, gdy w idealnym świecie wszystkie stacje będą
zapraszały Rafalalę, by napędzać koniunkturę, by walczyć o oglądalność
i reklamodawców?

Będzie… ciekawie. Ale my swoimi sposobami będziemy walczyli, by jednak
przekonać ludzi, że niekoniecznie warto.

Swoimi sposobami?

Już teraz tak jest, że nasz sukces wyborczy, mówię o europarlamencie,
spowodowany był przez naszą działalność internetową. To nie było tak,
że obywatele nagle poczuli zew krwi i stwierdzili, że nagle zagłosują
wyjątkowo na Korwina. Sukces wynikał z wielu lat pracy, z gromadzenia
wyborców właśnie w internecie. Bo do Telewizji Polskiej nas nie
zapraszali, nie mieliśmy jak konkurować. A partie, które są w sejmie,
internet całkowicie zaniedbały i to my dyktujemy, w którą stronę
będziemy szli i to my wpływamy na to, co otoczenie sobie przekazuje.

Internet to przyszłość, czyli przyszłość to też KNP i wasz idealny świat?

Wszystko na to wskazuje. Podkreślam raz jeszcze, że musi zmienić się
mentalność społeczeństwa. Ona już zaczyna się zmieniać, ale musimy
poczekać jeszcze jedno pokolenie.

A nie powinniśmy się bać w przyszłości anarchii? Libertarian?
Anarchokapitalistów?

Nie, to jest tak naprawdę kolejny krok, jeśli do niego rzecz jasna
dojdzie. Niektórzy anarchokapitaliści uważają na przykład, że policja
powinna być prywatna, czyli funkcjonować jak firma ochroniarska.
Myślę, że do tego nie dojdzie, a państwo powinno istnieć i pełnić
określone funkcje.

Wielu zarzuca KNP utopijność poglądów. Co pan odpowie na takie
postawienie sprawy? Czy świat, o którym rozmawiamy naprawdę będzie
idealny czy też pozostanie w sferze utopii?

Wiem, że to wszystko dobrze brzmi, gdy się opowiada. Dużo łatwiej
byłoby zacząć budować idealny świat na bezludnej wyspie, od zera, a
nie zmieniać system i świat, który istnieje obecnie i myśleć o tym, że
kiedyś dojdziemy do tego, co jest napisane w programie. Przed nami
długi marsz. Jestem świadomy, że proces będzie trwał. Kiedyś przyjdzie
taki rząd, który powie, że nie będzie emerytur. Nie będzie i koniec. A
my jesteśmy odpowiedzialni i chcemy, żeby do tego nigdy nie doszło,
żeby system został zmieniony przed ogłoszeniem kompletnego krachu.